Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T2.djvu/25

Ta strona została przepisana.
Irydion.

Ty, na którego czole napisane słowo — potęga! Ty, co stoisz nad grobem tak wyniosły jak za dni twojej młodości, natchnij mnie siłą w tej wyrocznej chwili!

Masinissa.

Gdzie dziewice wybrane — gdzie wieniec z kwiatów dla oblubienicy Cezara?

(Zrzuca cyprysy z głowy Elsinoi.)

Dziś zaczyna się dzieło nasze!

(Z głębi sali wchodzą służebnice z drogiemi szaty.)
Chór służebnic.

Jaką była Afrodyta wstając błękitnego Oceanu, pośród tęcz piany morskiej, pośród woni Zefirów, taką ty będziesz, — niesiemy ci róże, kadzidła i perły.

Irydion.

Weź jej ramie, starcze.

(Prowadzi siostrę pod posąg Amfilocha.)

Słuchaj mnie, niewiasto, jak gdybym umierał, jak gdybyś już głosu mego nigdy usłyszeć nie miała.
Wzejdziesz w progi nienawistne, będziesz żyła wśród przeklętych, ciało twoje oddasz synowi sprosności — ale duch twój niech czystym i wolnym zostanie; — osłoń go tajemnicą, uczyń go niedostępnym jako niegdyś był przybytek, w którym matka nasza prorokowała!

Elsinoe.

Biada, biada sierocie!

Irydion.

Nie daj nigdy Cezarowi zasnąć na piersi twojej — niechaj wszędzie słyszy pretorianów wołających do broni, Patrycyuszów knujących spiski, lud cały walący do bram pałacowych — a to czynić będziesz powoli, dniem po dniu, kroplą po kropli, aż go szałem otoczysz i wyssiesz całe życie z serca Jego. — Teraz powstań — zbliż głowę.