Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T2.djvu/251

Ta strona została przepisana.

w głąb tej szafy — służący pewno o nich zapomniał, bo gdy stąd ruszał, był jak waryat jaki.“
To mówiąc otworzył szafę. — Prawda, pod półką, leżały papiery, wziąłem — ołówkiem na wierzchu napisano było: „Ostatni ślad myśli znikającej. — Jeżeli kiedykolwiek wpadnie w ręce Polaka, niech czyni z nią co mu się podoba — ja chciałbym, by ją wydrukował.“ I nic więcej, tylko te słowa, i owe trzy ułamki, które w niniejszym tomiku wydaję.
Przyznam się, że czytając je, małom co zrozumiał — nawet niezupełnie, oprócz dobrych chęci. — Są to i każdy powie to samo co ja, dziwaczne szusy umierającego na suchoty, bo jużci pytam się wszystkich wobec i każdego z osobna, co te wiersze o Cieniach znaczyć mogą, gdzie, jak twierdzi żona moja, która je na czysto przepisywała, raz to niby o człowieku, to znowu o Panu Bogu mowa? Co te widzenia Chrystusów, te święte Piotry co padają, kiedy świętego Piotra na własne oczy widziałem i wieki jeszcze stać będzie, bo tak mocno stawiany jak żaden inny kościół na świecie — co ten niby kardynał, niby Jan apostoł, co papieża żegna i błogosławi — a to wszystko smalone duby — ale darmo, woli ostatniej P. Ligenzy musiałem dopełnić, kiedy mi Opatrzność jego dziełka do rąk wtrąciła. Z umarłym nie można jak z żywym! czy umarłemu co wyperswadujesz? a kiedy już tak żądał niechże i tak będzie! Tęskno mi było za nim, serdecznie tęskno — gospodarz mnie odprowadził aż do cmentarza. Idąc plótł rozmaite szczegóły o nieboszczyku — powiadał, że był śniadej cery, bardzo zapadłych ale świetnych oczu i dziwnie powolnych ruchów — lecz, że kiedy raz się rozgniewał na trzy miesiące przed śmiercią, to Włocha, który z nożem gonił za żoną, jak to zwyczaj u nich, gdy porwał za piersi i wrzasnął, to Włochowi aż krew z nozdrzy i z ust buchnęła. Zresztą nigdy nikt go niecierpliwym ni złym nie widział. Często grywał na fortepianie,