Duch szczytu skały, duch złego, duch co mnie kusił, rzekł do mnie: — wybieraj.
W tej samej chwili głos jej zawołał: — Cezara.
A jam poszedł za nią, za tą, która nie powróci nigdy, na śmierci cmentarze.
Śnieg krąży nad nami jak grób nadpowietrzny. — Orzeł co leciał przed nią, padł na umarłe sępy i skonał. — Ledwo już dostrzedz mogę płynących jej włosów — daremno szukam raz ostatni jej dłoni wśród cieniów. — Ta, którąm ukochał, wśród zawiei znika!
I sen mój się przerwał — uczułem wszystkie męki rozdziału, wszystkie próżnie nicości. — Zdało mi się, że ich postać Chrystusa oszukała zstępując z nimi do grobu; bo oni już się nie przebudzą! —i że ta, którą strzegłem oszukała mnie także; bo zostawiła mnie wśród umarłych na wieki! I usiadłszy na brzegach morza tego, prosiłem się duszy mojej by wyszła ze mnie.
A głowęm trzymał na ręku, a przez palców szpary widziałem na lodach cień owego ducha z harfą, przechadzający się w oddali. — I przechadzając się urągał mi.
Potem usiadłszy na wzgórzu śnieżnem, naprzeciwko mnie, zaśpiewał:
— A co teraz?
I z pod stóp jego zerwało się stado kruków i każden z nich ciągnąc mi nad głową, powtórzył krakanie: — A co teraz?
I zdało mi się, że ze stosów kości i z głębi ziemi zamarzłej wydobyło się to samo słowo: — A co teraz?
Duch wtedy bez żadnego brzęku zerwał ostatnią strunę i rzucił ją pod lody, mówiąc: — Wieczność się zaczęła.
I zdało mi się, że duszę własną przeklinam, konając.
W tem głos dawny, głos anielski, co mi śpiewał na tej cudnej wieży, odezwał się gdzieś — czy w głębiach serca mego, czy za temi chmurami!
Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T2.djvu/268
Ta strona została przepisana.