Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T2.djvu/272

Ta strona została przepisana.

A ledwom wszedł z nimi pod światło pochodni, zdało mi się, jakoby stanęły tłumy, pytając ich: — Co wy za jedni, i skąd idziecie?
Oni się zatrzymali, i dziwny uśmiech rozbiegł się po ich ustach — a odrzekli zaraz: — Ażaż nikt nas nie poznał na świecie?
Cichy szmer, szmer rosnący rozległ się na około, zdało mi się, że wszystkie hufce pielgrzymów zawołały razem: — Znamy was — wyście ostatnie bohatery ziemi.
Wtedy oni ciągnęli dalej: — Widzieliśmy anioła z czarną zasłoną na czole — a on nam kazał spieszyć do Rzymu — a wy, mówcie, czyście słyszeli głos jaki?
Wzbił się wielki jęk tłumu odpowiadający im: — Amen. — Ten sam anioł kazał nam domy porzucić — głos jego rósł nocą nad nami w powietrzu, i nie dawał nam zasnąć. — Dni onych, mówił, Chrystus raz ostatni narodzi się u grobu Piotra, a odtąd rodzić się już, ani umierać nie będzie na ziemi.
I umilkło mnóstwo, i stało jakby własnemi przerażone słowy.
Pierwsi Polacy, ruszyli z miejsca, białe na ramiona zarzuciwszy płaszcze. — Z wszystkich stron kampanii coraz więcej tłoczy się pielgrzymów — już widne mury miasta — już słychać dźwięk dzwonów — a im bliżej tem jaśniej, bo na bramach, na wieżach palą się wieńce świateł — i tem huczniej, bo tu i tam i jeszcze dalej jeden po drugim, budzi się i grzmi, każden kościół Rzymu.
Zdało mi się, że noc w dzień biały zmieniona — ulic, którem z rana opuścił, nie poznaję wcale. Tam gdzie gruzy tylko, tam gdzie puszczyk siada tylko, kołyszą się teraz snopy kwiatów, i lampy płonące — i rzymski lud ciśnie się tłokiem, wołając: — Weselmy się, weselmy, bo Chrystus dzisiaj narodzi się nam.
A gdy ujrzeli szlachtę polską, wstępującą w bramy, i pielgrzymów potok, płynący za nią, krzycząc, skakali z radości — pytają się tylko: — Czemuście tak