Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T2.djvu/308

Ta strona została przepisana.

Jam zbiegł niegdyś — wiedzą ludzie!
Za dni moich źle już było;
Jak się mogło tak służyło
Szczerą chęcią, w krwawym trudzie
Braci szlachcie. — Łaska Boża
Nas wygnała w te bezdroża:
Niechaj będzie pochwalona!
Bo ojczyźnie mojej dała,
Z piekieł ziemkich wynijść łona,
Nie żyć w innych ludów modle,
Raczej umrzeć — jak żyć podle;
Za to Panu wieczna chwała!

„Ty nie szukaj w ojcach winy,
Ty nie wdawaj się w szyderstwo!
Bo to potwarz i bluźnierstwo!
A zaż ty wiesz jak z godziny
Dni się snują, jak z dnia wieki?
Tylko zmarły — co w żałobie
Tęskni, czeka, marzy w grobie,
A nie żywy — wiedzieć może
Co czas blizki, co daleki,
Co noc wieczna, a co zorze.
I co Boskiej znak opieki!

„Gdyby niegdyś ojce twoi
Cudzoziemców świeckich chodem
Weszli byli do podwoi
Tego gmachu — który stoi
W koło Polski, aż dziś pada!
Bylebyście dziś jak oni
Kramem tylko — nie narodem;
Sklepem śpiącej pełnym broni:
Wyście Duchem co nią włada!
My nie mogli żyć w przeszłości,
Bo my znali się za gości
Innych wieków. — Wiecznie wszędzie
Przez roztwartych dziejów pole,