Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T2.djvu/322

Ta strona została przepisana.

Nie ma także podrzędnicy!
Bo niewieście w końcu serce
Po lat długich poniewierce
Błysło z pączka tajemnicy!

Dawne pany biorą sami
Swe, za dłonie, niewolnice
By jak duchy iść z duchami,
I wstępować na stolice!
Przemieniony ten planeta
Już zapomniał — co kobieta —
Wie — co bracia i siostrzyce!

I świat nowy ten radośnie
Jak świątynia Panu rośnie;
W polskim kraju — w polskim raju —
Na wiekowych nieszczęść niwie
Już nie pusto — ni żałośnie;
Nigdzie — nigdzie już nie ciemno,
Ani za mną, ni przedemną!

Wszędzie jasno — sprawiedliwie!
Zrozumiana przeszłość święta,
Zrozumiane czyśca męki
I ten kielich z kata ręki,
I te krzywdy i te pęta,
I duch złego, który kusi
Do podłości serce dzielne,
I to serce — które musi
Wstać z tej śmierci — nieśmiertelne!

Duch twój nigdy już nie skona,
Polsko moja przemieniona!
Po nad ziemskich szum zawici.
Tyś się wzbiła w kraj idei!
Inni pomrą bez nadziei.
Wśród otchłani lub w dolinie,
Lecz ty stoisz na wyżynie!
U stóp twoich czasu fala