Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T2.djvu/41

Ta strona została przepisana.
Ulpianus.

Nazareńczycy! — Augusto, strawiłem życie na myśleniu o rzeczach boskich i ludzkich i nie dbam 0 te krety nurtujące starą ziemię naszą!

Mammea.

Z ślepego przesądu nie otrząsłeś się jeszcze.

Ulpianus.

Jowiszu kapitoliński nie słuchaj jej słów bezbożnych. — Jam stary Rzymianin. — Jam wyrósł wśród pamiątek wolności i chwały, choć ich za dni życia mego już nie było na ziemi. — Państwo chylące się do upadku wydało tych mdłych gorszycieli, ale za naprawą jego musi nastąpić ich zguba!

(Chwytając Aleksandra za rękę.)

Tem tylko czem wzrosło, odbudujesz miasto — nieugiętem męstwem i tajemniczemi obrzędami naddziadów. — Wszystko inne niech przepada, cudze bogi i ludzie cudzy!

Aleksander.

Matka moja poważa chrześcian, bo w ich przepisach ukryte są skarby stałości i cnoty — patrz, Domicyanie, na oczy jej zroszone łzami — ona lubi chrześcian, bo oni mi sprzyjają.

Ulpianus.

Użyj ich więc za narzędzie, które skruszysz potem. — To moje ostatnie słowo o nich.

(Słychać muzykę.)

Flety Syryjskie! — Może Arcykapłan Mitry przychodzi odwiedzić kochanego brata.

Mammea.

Nie. — On codzień o tej samej porze schodzi do ogrodów Palatynu z kochanką.