Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T2.djvu/48

Ta strona została przepisana.

młodość jeszcze jak sen nad wami ulatuje i radzi wam, byście ufali słodszym przeczuciom — ani tobie, ani jemu jeszcze rozpaczać nie wolno!

Aleksander.

Daj rękę, synu Amfilocha. — Nieszczęście jak miłość wiąże ludzi z sobą — bądźmy przyjaciółmi, a może kiedyś razem będziemy się cieszyć!

Irydion.

Dzięki wam szlachetni Rzymianie! znać was nadewszystkich ukochały bogi, kiedy wam zostawiły nadzieję. Lecz wcześniej czy później na was i na mnie przyjdzie koniec jeden — śmierć i zapomnienie!

Ulpianus (do Mammei.)

Albo sztuką Danaów[1] nas zwodzi, albo go Jowisz odlał z kruchego metalu.

(Głośno.)

A gdyby złudzenie prawdą się stało — gdyby cień, który miasto zalega ustąpił jak chmura przed pomyślnym wiatrem, a światło cnoty samo jedno zostało, cóźbyś uczynił?

Irydion.

Uczciłbym nieśmiertelnych ofiarą i dziękczynieniem.

Ulpianus.

A dla przyspieszenia dnia takiego nicbyś nie przedsięwziął? — Czy rozumiesz mnie? gramy w przypuszczenia jak inni w koście — rozmawiamy o niepodobieństwach, by prędzej uleciał czas, który nam cięży!

Irydion.

Rozumiem cię lepiej niż ty mnie pojmujesz.

Ulpianus.

A więc?

  1. Timeo Danaos et dona ferentes. — Virg.