Księżyc wschodzi — wrą ognie i kipi trucizna!
O ratuj mnie — lub jeśli nie możesz ocalić, nie zwodź, nie udawaj, wyznaj od razu, a ja ciało moje białe przebiję tą złotą klingą.
Czy widziałeś kiedy takie szmaragdy?
Skąd boskiemu Cezarowi przyszło dzisiaj myśleć o zawczesnym zgonie?
Cyt, przyjacielu! — mylisz się, jeśli sądzisz, że Cezar nie zdoła się zabić — a z tego puharu jeśli wypiję Elizejskie pola.
Stu nurków przepadło w morzu nim jeden tę perłę wydostał — niezrównana!
Z tej czary pić będziem zdrowie słońca, ale pod innem niebem, wśród innych ludzi.
Spojrzyj mi w oczy. — Czy ty nie kłamiesz? ach! odwróć oczy. — Bogi w nich szczerym ogniem zapisały, że matka twoja czarownicą była. Przystąp bliżej filarów — trzymaj się kraty — mów co widzisz w dole.
W głębi dziedziniec iskrzy się od drogich kamieni, gdyby jasnolite dno czarnej przepaści!
Sam, sam wybierałem topazy, beryle i ostre kanty chrysolitów i krwawe onyxy. — Dzień jeden i noc całą