Ty go chwalisz — o bogi nieśmiertelne! — a ja ci mówię, że bez tego człowieka od lat trzydziestu żaden spisek się nie obszedł. — Domicianus Ulpianus. — Słodki na pozór w mowie, ale słoik nieubłagany, zawsze gotów zabić panującego, lub jeśli się nie uda, samego siebie — istny spisek chodzący, jedzący, pijący — żywe przekleństwo dla jakiegokolwiek rządu — miecz Damoklesa nad głową moją — i ty mi go chwalić będziesz! — prawnik zawołany! — Proch! Jupiter![1] nie tylko jego, jabym samo prawo zamordował — mówże co robić?
Nie rozpaczać kiedy jeszcze cicho i spokojnie, a jeśli przyjdzie do niebezpieczeństwa, na mnie polegać!
A jeśli już odzywają się wróżby mojego pogrzebu? — jeśli przeciw bogom siostry twojej inne silniejsze się podnoszą?
Patrz. — Symmach Niger opisuje mi straszne znaki, co się objawiły nad Dunajem — o wschodzącem słońcu, otoczone świętym orszakiem Bachusa, wśród głów bluszczem umajonych, wśród rąk potrząsających Tyrsami[2], widmo Aleksandra Macedońskiego stanęło na szerokiem błoniu. — Zbroja lśniała się na piersiach jego ta sama, którą nosił, kiedy zmiótłszy Daryusza szedł podbijać Indye. — Hełm złoty gorzał na pochylonej głowie. — Za nim stąpali wodzowie polegli od dawna. — Ludy Moesii i Tracyi biły przechodzącym głębokie pokłony i cisnąc się za nimi doszły aż do brzegów morza. — Tam w powietrzu rozwiały się umarłych cienie!
Podaj mi Falernu[3].