Ta strona została przepisana.
Wiktor.
Drżysz jak światło gasnące — co tobie się stało, Metello?
Kornelia.
Szukam Boga, Pana mego, i znaleść go nie mogę.
Wiktor.
Największym świętym przydarzały się chwile niepewności. — Znać wtedy, że nieprzyjaciel w pobliżu. — Módl się więc i czuwaj, bo duch skory ale ciało słabe.
(Wychodzi.)
Kornelia.
Ojcze!
Wiktor (odwracając się.)
Co, dziecię moje?
Kornelia.
Czy już blizki poranek?
Wiktor.
Dopiero noc się zaczęła.
Kornelia.
A dzień sądu czy blizki, ojcze?
Wiktor.
W każdej chwili Syn człowieka może nas powołać przed Swoje oblicze. — Czy ty co przeczuwasz?
Kornelia.
Nie — tylko słabo mi bardzo — tylko wiedzieć chciałam.
Wiktor.
Dziś jeszcze w Eloimie ofiarę świętą odprawię za ciebie. — Schorzała dusza twoja i ciało zmęczone pokutami — wstań, nie trwoż się, idź zasnąć, córko.
(Wychodzi.)