Ta strona została przepisana.
Kornelia.
Prawdę wyrzekłeś — stopy, unieście duszę daleko, daleko.
(Usiłuje powstać. — Irydion rękę jej podaje.)
Ach! przybiłeś mnie na nowo — nie mogę.
Irydion.
Biedna!
Kornelia.
Coś nieśmiertelnego opasało mnie, niewidzialnych ramion dwoje!
Irydion.
Ostatni raz mówię ci: Uciekaj.
Kornelia.
Nie. — Dopókiś w błędzie śmiertelnym nie wyzionął ducha, dopótyś bratem moim w obliczu Ojca niebieskiego.
Irydion.
Świadczę się wami, kości umarłych, i tobą, matko ziemio. — Chciałem ją, ją jedną ocalić!
(Przechadza się po ciemnicy.)
Tak ojciec mój niegdyś zabił duszę niewinną kapłanki. — Siła dzikiego fatum zewsząd mnie opasuje.
(Zbliża się do niej.)
Kornelio, Kornelio!
Kornelia.
Modlę się za ciebie, klęknij tu przy mnie, zbądź pychy, powtarzaj słowa moje...
Irydion.
Jutro, pojutrze zacznie się moja modlitwa — głośna, — siostro, — wśród jęków nieprzyjaciół!
Głos w pobliżu.
Hyjeronimie, do broni!
Irydion.
Przybywam.