By świat ten poznał — że w końcu nagroda
Uwieńcza tylko poświęcenia czyny. —
Bo kiedy próba minęła znikoma,
Znów chwale Twojej w Twojej Polsce — doma!
A teraz, bracie mój dawny, jedyny,
Musisz ty, musisz w nieznane krainy, —
Zdawna już twoja wciąż bije godzina,
I moja tylko do Nieba przyczyna
Wstrzymuje dotąd ciebie w dnia promieniach. —
Lecz już i we mnie mdleje wstrzymań siła —
Mówże więc do nich, com ci objawiła
Kiedyś mnie ujrzał w pierwszych zgonu cieniach. —
A jako chciałeś — będę ci świadczyła; —
I pocałunku śmierci na twej głowie
Nie złożę, póki co było w mem słowie,
Raz im ostatni twój głos nie wypowie!
Srebrnem go skrzydeł obwiązała kołem —
Wzrok jej gdzieś w górze — lecz rąk jej promienie
Spuszczone k’niemu — i spływając dołem
Na skroń mu kładą niebieskie natchnienie.
Ona mi świadczy — uderzcie w proch czołem —
Ja wam zwiastuję — że Polska nie będzie
Królestwem tylko lub rzeczpospolitą —
Lecz nad państw świeckich skończenne krawędzie
Prawem miłości rozlewalnem wszędzie —
Niedzielą wieków na jaw wydobytą!
Nagle jak poseł ukaże się Ona —
I pośród mocarstw spodlonego grona
Przezwą ją ludzie: — Mocarstwem-Aniołem! —
Ja wam zwiastuję, iż Polska kościołem
Będzie na ziemi widomego czynu!
Przed nią pobledną potępione społem
Królów uciski i wściekłości gminu!
I będzie — będzie — w tej Polsce i chwała,