Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/110

Ta strona została przepisana.

W inne świetlejsze, wolniejsze więzienia.
I w nich szczęśliwsi mieszkają zbrodniarze,
Których łaskawiej rząd cesarski karze!
Boć matkę tylko, — lub ojca, — lub brata
Zamordowali, — więc leksza ich krata!
Wolno im z okien patrzeć w bezmiar świata!
Wolno na wiosnę pić wichry krzepiące,
Gdy na te śniegi powraca tu słońce!
— Im wszystko wolno — lecz mnie — co innego!
— Jam od nich gorszy, na Chrystusa rany!
— Jam człowiek — Polak — jam duch zbuntowany!
Więc ze mnie szatan w tem Państwie Dobrego!


∗                              ∗

Prawda! — jam wskrzeszał prochy ojców stare,
By miękkie serca twardą pieśnią trumny
Przerzucić z podłej w wyższą życia wiarę!
 — Prawda! — ja byłem szalony i dumny!
Jam się nie rodził synem czasu mego,
Bo wiek mój wiekiem był przejścia i złego. —
A w tem złem przejściu osadzić go chcieli
Ci, którzy sądów Bożych nie pojęli,
Książęta ziemi i ziemi handlarze! —
— I jak świątynia niegdyś Salomona,
Nim gniew Chrystusa wygnał z niej kramarze,
Cała kupiectwem żydów obluźniona —
Tak za dni moich stał gmach świata stary,
Blizki upadku — pełny win — bez wiary!
A w nim dwa tylko dusz kupieckich stany
Igrząc walczyły o prym na przemiany. —
Raz zysku chciwość, — to znów wojen trwoga —
— I świat ten cały był giełdą — bez Boga!
A jako szatan Archanielskiej mocy,
Po nad tą giełdą, od lodów północy
Wzrastał już wtedy cień tego olbrzyma,
Który mnie dotąd w tych okowach trzyma!
A oni wszyscy — miasto dziarsko — razem,