Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/115

Ta strona została przepisana.

Bo, choć my wszyscy cierpieli posporu,
Tyś najwielmożniej z nas wszystkich cierpiała —
Ty niebotycznej Twej krzywdy ogromem
Wrogów trzymałaś wciąż pod Bożym gromem —
Ty, wśród mąk, sercem, co kochało wiele,
Potężniej żyłaś niż ujarzmiciele
I życiem Twojem Tyś nam życie dała —
błogosławieństwo Ci, Polsko, i chwała!“


∗                              ∗

Ach! pomnę, nieraz w noc jesienną, ciemną,
Głos matki zmarłej czy jakiego dziada
Z grobu się zerwie, wzbije się nademną,
I przyszłość myślom moim rozpowiada!
A z jego szmerem przed oczyma memi
Snują się tłumem obrazy, widzenia,
Ciągną zwycięscy wieńcami długiemi,
Słyszę milionów tryumfalne pienia!
przechodzą białe — świetlane postaci
Sióstr wyjarzmionych — wyjarzmionych braci —
Skra nieśmiertelna na ich twarzach płonie,
Choć są bez skrzydeł, płyną jak skrzydlaci,
Choć są bez koron, błyszczą jak w koronie —
I wśród nich stąpam i czuję sam siebie
W nieznanem jakiemś, przedgrobowem Niebie!


∗                              ∗

A kto wie! — może nad Polski mogiłą
Już się proroctwo snów mych dopełniło! —
Mnie tam, ach! tylko — mnie, trupa nie było
Wśród żywych duchów. — Ha! za temi kraty,
W czas — w przestrzeń sięgam — głęboko — daleko,
Wskróś przez te mury jak przez trumny wieko
Czuję. — Tam wszędzie gwiazdy, wszędzie kwiaty —
Świat już z wolnością w wieczne pobran swaty!
Nad Alp wierzchołkiem i nad Tatrów szczytem,
Jednym się Niebo rozpromienia świtem!