Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/117

Ta strona została przepisana.

A ręką dotknę! — Nic, nic już nie boli —
Niech się napatrzę — napatrzę do woli!


∗                              ∗

Czy sejm się jaki walny rozpoczyna?
Ta cała żywa głów ludzkich równina
Zadrżała jednem olbrzymiem wzruszeniem,
Jak drżą zbóż fale pod wiatru powieniem.
Nad głów rzędami podnoszą się wszędy
Rąk niezliczone i powiewne rzędy.
Ku tej północnej pokazują stronie, —
Ku tej tu mojej — i od razu — razem
Jakimś w powietrzu skinęły rozkazem
Te stutysiąców wyciągnięte dłonie.
O jakżeż dziarskie te hufce — te konne,
Co się na północ jak skrzydlatą zgrają
Od jasnych onych tłumów odrywają!
To jeźdzce moje litewskie — koronne,
Tłum gdzieś zostaje z tyłu — już go nie ma —
Bezmiar i oni tylko — przed oczyma!
O jakżeż pędzą! — Wciąż jak błyskawice
Sadzą przez wzgórza, — mijają padoły,
Na północ pędzą — za wszystkie granice.
Zbawienia mego witajcie anioły!
Od bieli lśnicie i od karmazynu, —
Skrzą wam z rąk szable jak pioruny czynu!
I tak lecicie, o wy ptaki Boże,
Moskiewskim stepem, zwycięsko i dumnie!
 — Car ni czart żaden już dziś nie pomoże!
O ptaki moje, wy lecicie ku mnie!


∗                              ∗

Co na tej wielkiej, bezbożnej przestrzeni
Ohydnych świątyń na cześć cara-boga!
Co twierdz z krwi ludzkiej wapna i kamieni
W ileż to więzień wam się jeży droga!
Widzę, przed każdem stajecie więzieniem,