Lecz nim ta chwila nadejdzie — a może
Nie przyjdzie nigdy — tyś mojem zbawieniem!
Tęczą jedyną w zaćmionym przestworze!
Miłości mojej tyś ostatniem pieniem!
Niech głos twój słyszę, niech dotknie się dłoni!
Ta dłoń mnie może od zguby obroni!
A głos twój jeszcze może w tchnienia wieszcze
Pierś tę samotną zaludni, rozdzwoni!
Chodź płakać razem po nad grobów głazem,
A z łez tam naszych wyrosną smętne, duże,
Jako krew spiekła z smutku — czarne róże!
Z nich wieniec rzucim na Polski mogiłę!
A drugi jemu złożymy w ofierze!
On wtedy z niebios ześle tu nam siłę,
Byśmy żyć mogli i umierać w wierze!
O siostro moja! w wierze, że ta święta,
Co śpi w więzieniu, zerwie w końcu pęta,
I że Bóg świata — to Pan miłosierny,
Na pyszne pyszny — ale wiernym wierny!
zwrotki do muzyki.
Czy ty nie słyszysz, jak na morskiej skale
Fala się męczy i skarży i kona?
Tak serce polskie wśród polskiego łona
W wieczne rozpaczy męczenni się żale
Rozbite jak ona.
Patrz! u stóp skały nazad fala cała
Znów błyszczy, wraca i szumi w zawiei!
Tak serce stokroć rozdarte się klei!
Tak znowu w piersiach krwią promienną pała
Wiary i nadziei.
1842 r. (?)