W nędzę, w ubóstwo i w ból i w chorobę,
W męczeństwo ciała i ducha żałobę,
W rozdział na wieki i samotne zgony!
Świat złego także bywa nieskończony! —
Darmo się zżymać — czy później czy wcześniej
W jęk się przełamią marzonych snów pieśni!
Bo los nas skazał z odwiecznej rachuby
Życiu, co wiedzie — przez mękę — do zguby!
Miecz temu pęknąć, lutnia prysnąć musi,
Kto się o chwałę lub o cześć go kusi!
Bo do wiecznego wtrącony więzienia,
Skąd nie zawrócą na świat jego pienia,
Mrzeć w więzach będzie, aż w tej czarnej nocy
Przeklnie sam siebie i padnie bez mocy!
Lub jeśli zdoła rozerwać kajdany,
To pójdzie błądzić ubogi — wygnany —
Po cudzych krajach, samotny wśród świata,
Aż kiedyś wróci na rodzinną ziemię
Z wielkiej tęsknoty — i sam w ręce kata
Odda swą głowę jak nieznośne brzemię.
Bo na granicy moich zbóż i borów,
Moich chat wiejskich, mych szlacheckich dworów,
Moich rzek wartkich i stawów mych szklistych,
Wdzięcznych mych wzgórzów i łąk mych kwiecistych!
Z czaszek mych braci, co polegli w boju,
Lub w czarnych lochach poschli na szkielety,
Wzniesiona brama wiecznego pokoju
Błyszczy z daleka skrzącemi bagnety,
Orłów rozdartych powiewa skrzydłami,
Pnie się w arkady głów trupich słupami,
A w górze kości pod słońcem tające,
Sączą z jej szczytów krwi krople kapiące.
A po jej środku stanął kat z toporem
I czeka wiecznie — nuż wróci wygnaniec —
I strzeże wiecznie nuż smugiem lub borem
Uciekać będzie za bramę tę braniec —
By tych nie puścić do ojczyzny raju
Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/178
Ta strona została przepisana.