Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/189

Ta strona została przepisana.

Pospołem leżą jak skoszone chwasty;
Na dziś, o Wiedniu! Sobieskiego nie ma.
Co innych zbawia, znieść tego nie może
Ta, bez ojczyzny, niemiecka Sodoma:
Wolność, jak pożar, w jej wnętrznościach górze,
I od wolności pójdzie dym, jak słoma,
W gruz dom po domie, wśród min i dział huku,
Pałaców głazy sypią się po bruku,
Gdzie tan był skoczny, fletów jęk wesoły,
Jutro pustynia i czarne popioły.
Skończonych dziejów jutro będzie zima!
Lody wieczności, Bożych gniewów znamię!
Żadnych już zbawców nie zbawi cię ramię.
Na dziś, o Wiedniu! Sobieskiego nie ma.
Październik, 1848 r.




O wiem, że Polska bój zwycięski toczy,
Że nie zginęła i nigdy nie zginie!
Lecz my czy ujrzym ją w chwały godzinie?
Nim słońce wejdzie — rosa wyżre oczy.
I będzie wielka i będzie wspaniała;
Lecz robak trumien wprzód może nas stoczy!
Nie jedna w świecie tkwi rozbicia skała:
Nim słońce wejdzie — rosa wyżre oczy.
Ach! płyną lata, ach! płyną i wieki,
Nim się myśl Boża w ciało przeistoczy!
Zguba wciąż blizka, a tryumf daleki:
Nim słońce wejdzie — rosa wyżre oczy.
My tak kochali! a pili truciznę!
My tak żyć chcieli! a żyli w zamroczy!
Inni ach! będą oglądać Ojczyznę:
Nim słońce wejdzie — rosa wyżre oczy.
1848 r.




Pytasz się, czemu ucichły me pieśni
I jęk się często z mych piersi odzywa?