Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/194

Ta strona została przepisana.

Młodość, Mistrzu, jest rzeźbiarką,
Co wykuwa żywot cały,
Choć przeminie sama szparko,
Cios jej dłuta wiecznotrwały.

Więc już zwiądłem — gdyś ty dzielny!
Gdyś żyw jeszcze, mrę nikczemnie,
I nie będę nieśmiertelny.
Ach szczęśliwszyś Ty odemnie!
1865.




W DZIEŃ ŚW. ELŻBIETY.

Choć lód serc ludzkich świat pod mrozem trzyma
I wszędzie w świecie bezkwietniana zima,
W duszy mi kwiaty wciąż ku tobie rosną,
Wśród zim boleści, boś Ty moją wiosną,
Boś życia mego Ty ostatniem słońcem:
Wszystko mnie zwiodło przed dni moich końcem

Wierzyłem w ludzi — a byli bez ducha,
Wierzyłem w ludzkość — patrzę na zgniliznę,
Wierzyłem przyszłość — a dotąd łańcucha
Sploty nie pękły, co gniotą ojczyznę.
Ziemia ta cała tak potwornie podła,
Lecz Ty mnie jedna na ziemi nie zwiodła.

Kształt Twój nie kłamie patrzącym do koła,
Gdy ócz Twych światłem, blaskiem Twego czoła,
Im wewnętrznego zwiastuje Anioła.
Wszystko, com widział, to był sen, wiew, para,
Tyś rzeczywista, Tyś jedna nie mara
A jednak w Tobie ideału piękno.

Niech więc kolana me przed Tobą klękną,
Niech Ci me ręce podadzą te kwiaty