Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/206

Ta strona została przepisana.

światłem było, już nie jaśnieje, co różą, już się nie czerwieni, co łzą, już nie płynie, co chwałą, już nie połyska tutaj na ziemi, ale objawionem jest głębiom ducha i znać, że te wszystkie groby i kwiaty i lutnie i szable popłynęły wyżej, ot! ot! tam gdzieś uleciały, roztopiły się, wsiąkły tam, dokąd ostatecznie każdej harfy rwą się dźwięki i dokąd śnią każdej trumny marzenia.
Balladyna innego gatunku jest utworem: w niej poeta chciał wskrzesić pierwszą zorzę tego życia, którego koniec opisał w Anhellim. Łatwiej jednak śmiertelnemu o śmierci, niż o rodzeniu się śpiewać. Śmierć przynależy się z prawa człowiekowi, tak jak życie Bogu; przecież i Dantemu bardziej doma było w piekle, niż w niebieskich podniosłościach! Mimo tę trudność, już w samem pojęciu rzeczy będącą, wydaje nam się, o ile czucia i myśli nam starczy, ze Balladyna odziana szatą niepowszedniej piękności; nowy to zupełnie utwór na winokresie polskim, a każda nowość razi, zanim się da rozpoznać, to też i Balladynę dotąd ujemne tylko obarczały krytyki.
Wszystko, co się w sam czas, w porę zdarza, bywa zawsze wielkiem, prawdziwem; co przed czasem, nosi zwykle znamię szału, a co po czasie, niestety! komiczności. Niepodobna odwlec rzecz o tysiąc lat, żądać po niej, by zupełnie w rodzinnych barwach, w pierwotnej świeżości na jaw wystąpiła. Wszak nie winą Słowackiego, że nie żył za dni Popiela, raczej winą Popielowych czasów, że zamiast szczurów i myszy nie wydały wielkiego gęślarza­‑wieszcza, któryby, wiążąc plemiona słowiańskie jak struny w olbrzymią harfę epopei, był uwiecznił kolebkę naszą tak, jak Homer Grecyi kolebkę, tak jak Divina Comedia katolicyzmu wiarę.
Dziwny, bardzo dziwny los dostał się nam w udziale: umarli dopiero ściągnęliśmy rękę do harfy, wprzódy miecz nam był jedyną harfą, a dziś harfa stała się mieczem jedy-