Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/209

Ta strona została przepisana.

Ze wszystkich poematów Słowackiego najdoskonalej wcielony, najściślej obrobiony jest Ojciec zadżumionych, choć mu tylko granicą obszar pustyni, a formą ciągła śmierć. Jeżeliś widział rysy Laokoona, czytając to poema, przypomnisz je sobie; jeśli ci kiedy włosy powstały przed Ugolinem pożerającym czaszkę Arcybiskupa w piekle, tu po raz drugi rość i drżeć zaczną ci na głowie. A jednak ani u rzeźbiarza greckiego, ani u Gibellina toskańskiego, w niczem się nie zapożyczył polski poeta; oni ból nad wszystkie bóle wydali plastycznie, Słowacki zaś, jak zwykle, raczej następstwem muzykalnem niż kamienną posągowością; a wśród tych poetyckich akordów odzywają się tak mądre, tak głębokie, że musisz rad nierad po każdej łzie wylanej krzyknąć: wielki poeta.
Potęga Słowackiego najbardziej w stylu zawarta. Styl jest najogólniejszą formą każdego utworu sztuki: nim jak przędzą, i z niego jak z materyału snuje pasmo swoje całe poeta. Styl Słowackiego to on sam, to ducha jego kierunek, roztapianie się nieustanne na wszystkie strony. Stylem tym bije ciągle jakby falami o granicę wszechrzeczy, ciągle je podmywa i stara się odsunąć. Nikt jeszcze tak smukle, gibko, fantastycznie, po polsku nie pisał. Pokora, z którą wiersz staje się jego niewolnikiem, przechodzi wszelkie prawdopodobieństwo; na króla nam wygląda, kiedy zacznie mowie polskiej rozkazywać. Biegną ku niemu tłumem miary, rymy, obrazy, a on despotycznym kaprysem posyła, gdzie chce, każe im płynąć a płyną, wić się powoli a pełzną, wzlecieć a wzlatują i lecą jak orły. Co to krzyków dzikich i niewinnych śmiechów, co łez kapiących i śpiewów radości, co grzmotów rozłożystych i nikłych szmerów, w każdej chwili tam rodzi się, przemija i umiera, aż prosi się język o folgi nieco, ale napróżno, mistrz go ujął i nie puści. Musi się on pod jego twórczem tchnieniem rozrabiać i przerabiać bez końca, musi