Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/245

Ta strona została przepisana.
UŁOMEK
z dawnego rękopisu słowiańskiego.

Czy pamiętasz jeszcze ten wieczór tak cichy i uroczysty, zdobny złotem gwiazd tylu, wonią kwiatów miły, nad jeziorem oblewającem brzegi dalekie od mojej ojczyzny? Pamiętasz dotąd, jakeś mi się pytała, wiedząc dobrze, że nas los rozłączy na ziemi, czy kiedy spotkamy się w Niebie? Jam wtenczas drżącym głosem i z niepewnem sercem odpowiedział: Nie wątp o tem. — Zobaczymy się znowu w piękniejszym świecie. — Lecz pewność i wiara dalekiemi były od mojej duszy. Trwogi twej zaspokojenie i pociechę twego umysłu jedynie miałem na celu. Spojrzałaś wtedy na mnie promiennym wzrokiem, z uśmiechem na ustach, i dziękowałaś mi czule za słodką obietnicę; — od dnia tego moje myśli nie raz błąkały się po krainie marzenia, szukając prawdy w każdym jej zakątku. — Głos twój: „Czy spotkamy się w Niebie“ ciągle brzmiał w moich uszach, i ścigając mnie wszędzie, nigdy nie dał pokoju. Wśród nocy słyszałem dźwięk jego tkliwy, unoszący się nad mojem łożem; wśród zatrudnień i spraw świata nawiedzała mnie twoja postać, i zdawało mi się, żem czytał wyraz wyrzutu na jej licach, za to żem niewinnie pytającej zwodniczą dał odpowiedź, lub przynajmniej kłamanem odparł uczuciem: i wszczęła się we mnie chęć poznania bliżej tajemnic wieczności i dojścia, jeśli podobnem było dostatecznemi na ziemi sposobami, do pojęcia przyszłego stanu duszy w Niebie. Zapragnąłem silnie i nieodbicie przejrzeć