Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/248

Ta strona została przepisana.

A gdyby dusze nasze, ulegając ważniejszej przewadze i we własnej powściągniętej woli, drogi, naznaczone sobie aż do pewnego czasu, od Stwórcy dostały; gdyby wzorem gwiazd płynących po błękicie i one pewne biegi odbyć musiały po przestrzeni wskazanej od Boga, dla czegóż by jeszcze i w tem przypuszczeniu spotkać się nie miały?
Oh! lubo i miło mi jest wystawić sobie dwie myśli skierowane do siebie za życia i schodzące się razem u krańców wieczności. Choć różne ich stany i przeznaczenia, w chwili, w której się zejdą, równemi się staną, równem natchnięte uczuciem. Wspomnienia rozwiną się między niemi i przyciągną jedną do drugiej, a jeśli rozdział nastąpi, jeśli jednej droga w przeciwną udaje się stronę, pożegnają się i zanurzą w głębiach, które im zwiedzić potrzeba, lecz z nadzieją że znowu się spotkają i że kołujące ich kręgi przetną się w punkcie jakim zjednoczenia.
A potem jest związek ogólny, pewny, niczem nie naruszony między wszystkiemi częściami świata materyalnego, i moralnego. Jedyne i toż samo prawo rządzi wszystkiem i rozliczne swe skutki podobnie wywiera na ciałach i duszach. Puszczone w nieskończoność istoty muszą się zejść kiedyś jak dwa ułomy, które na ziemi wprzód odległe z następstwem wieków przylegają do siebie, tem bardziej, że w pierwszych jest chęć namiętna i wola, a w drugich samo tylko dążenie materyalne. W odmianach ziemi muszla z odległych oceanów przypływa do skał Helweckich i z niemi się spaja. Dla czegóż w nieskończonych duszy nieśmiertelnej biegach, nie miałyby rozdzielane skupić się myśli, i oddarte od siebie znów zjednoczyć się uczucia? Wszystkie stworzenia składają łańcuch, w którym ogniwa nieustannie miejsce swe odmieniając, to się oddalają, to się zbliżają; a więc kiedyś te, które na obu końcach przeciwnych świetniały, obok siebie błyszczeć i blaski swe mieszać będą, i może