Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/279

Ta strona została przepisana.

— Krzyżak potwarzał twoję cześć dziewiczą, posłałaś mnie, i Krzyżak już ust nie otworzył z pod kopyt mojego rumaka.
— Zażądałaś stu skór niedźwiedzich na jednej komnaty obicie, pójdź do komnaty i patrz, że jest ono obicie. Z kłów dzików zachciało ci się wiązania do kaplicy, przysłałem ci ich cztery wory, a wszystkie sam wyrwałem z zabitych przezemnie.
— Tatarskich jeńców ciekawą byłaś, pięciu wziąłem dla ciebie w niewolę.
— Heleno, nie opuszczaj mnie, bo żal ci będzie; raczej wskaż jeszcze raz, co mam wypełnić: mów, a wypełnię, lecz oddasz-że mi rękę w kościele przed kapłanem?
— Dziewiętnasty rok mi nadchodzi, i długo mogę być bez męża, — odparła dziewica i rozmyślała w milczeniu.
Tymczasem wąsy jeżyły się nad ustami Gastołda z niecierpliwości, a Świdrygajło przechadzał się pomiędzy sługami domu, jak gdyby pan; kiedy zaś Helena zabierała się do mówienia, mignął okiem i palcem wskazał ku przepaści, i rozśmiał się, lecz odwróciwszy się od rycerza, a zatem Helena rzekła do Gastołda:
— Rycerzu, że prośby ostatniej nie odmówisz mi, spodziewać się należy. Siądź na konia, rozpędź go i w biegu zbiegłszy z tej góry, nie zatrzymawszy się przed żadną rozpadliną, ni głazem, jednym rzutem przejdź rzekę u dołu po kładce, która leży nad nią. Niechże ci Pan Bóg dopomoże, a potem będę twoją żoną.
— Gastołd nic nie odpowiedział, ale skoczy na siodło i pogłaskał konia po grzywie.
— Jedźmy, koniu, na ostatnią przeprawę.
Krok za krokiem dojechał aż do brzegu przepaści i zatrzymał się tutaj. Ręce wzniósłszy do Nieba, modlił się, potem kopię ułożył w toku jakby na wroga, i dawszy ostrogi, okrążył dwa razy cały dziedziniec w oczach kochanki. Za trzecią razą rzucił się z góry.