Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/300

Ta strona została przepisana.

doczekała się dnia swojego upadku. Upór ostatniego jej potomka, a nierozważne jednej kobiety postępowanie położy koniec sławie szlachetnego domu, — Janie ze Złotnik, tarcza twoja już skażona — białe włosy shańbione — imię potwarzą okryte. — Ratuj się, ratuj i słuchaj rad moich, boś już nad brzegiem przepaści.
— Per Sanctum Stanislaum i przez szablę moją nie ścierpię tego, panie Halbercie, by dalej o tem mowy prowadzono. Zresztą rób, co chcesz — niech idzie za mąż — ale za kogo?
— Za Bartolda Wojnata, wojskiego lwowskiego — on już od dawna pragnie tego związku.
— Przystaję na wszystko, jeśli od tego zależy sława mojego rodu.
Jeszcze się ich rozmowa długo ciągnęła i Halbert tak umiał przekonać starca o potrzebie zamężcia Jadwigi i o przymiotach Bartolda, że przysiągł Jan, iż córka odda mu rękę. — Posłał jednak naprzód Halberta, by doniósł Starościnie o konieczności jej ślubu z Wojnatem, bojąc się zapewne, by go łzy córki nie zmiękczyły, kiedy szło o przywrócenie chwały starożytnego domu Złotnickich.
Nie ulękła się piękna Jadwiga długiego rapiera i pistoletów, bez których nigdy nie wychodził z domu dawny żołnierz trzydziestoletnej wojny. Nawet szesnastoletni Zbigniew, ubóstwiający pamięć ojca, chciał go na pojedynek wyzwać, ale wstrzymany prośbą matki przestał na wyrzutach i zakazie, którym bronił Halbertowi wejścia do domu matki. Zadługo byłoby tu opowiadać wszystkie usiłowania Wojnata i rycerza niemieckiego. — Nareszcie stary Złotnicki przekonany, że idzie o sławę własnego imienia, wdał się w tę sprawę. Łzy córki nie miały nań wpływu, a po jednej z swoich biesiad zagroził jej przekleństwem ojcowskiem. Już nie mogła się opierać Jadwiga. Zbigniew sam padł na kolana i prosił, by nie zważając na jego dobo, uwolniła się od ciężkich strapień. — Dzień 20