Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/332

Ta strona została przepisana.

— Ale niewielka szkoda, bo już były na pól zgniłe, a kiedy nowe sprawisz, wiatr nie tak łatwy będzie miał przystęp. — Zresztą hr. Wallenstein, nasz pułkownik, przysyła mnie z doniesieniem, że tu zaraz sam przybędzie.
Pułkownik Wallenstein — powtórzył alchimista, — dobrze, czekam na niego; otworem mu stoją te przybytki nauk, te skarby zebrane moją pracą, niezmordowanem przez czterdzieści lat staraniem. — Użyczę mu mojego światła, nauczę poznawać gwiazdy, słuch jego przyzwyczaję do harmonii sfer niebieskich, rozłożę przed jego oczyma promienie słońca, pokażę mu pierwiastki wszystkiego — nic mu nie utaję. — Wszystko, co wiem, jego będzie, wszystko, co mam, oddam jemu.
— Nie, nigdy to być nie może! — wyrzekła wtenczas głębokiego smutku głosem dziewica. — Ojcze...
— Dobrze, dobrze, to są niedorzeczności, które, mam nadzieję że wyjdą ci z głowy, moja Minno.
Powstawszy, odchodziła dziewica, kiedy ojciec kazał jej siąść przy sobie — a potem rzekł do Waltera: Powiedz pułkownikowi, że go czekam z radością w sercu.


II.
Nieszczęśliwy, kto próżno o wzajemność woła.
Adam Mickiewicz — Sonety.

— Kochane moje dziecię, ulubiona Minno, córko najdroższa — rzekł astrolog do dziewicy po wyjściu Waltera, — już temu trzeci dzień upływa, jak książę Lichtenstein, znając moją obszerną naukę, przysłał mi kamień, którego nazwiska nie wiedział, i prosił, bym doszedł przez moje wiadomości, z jakich części się składa i jakie jego imię. Włożywszy go w miedziane naczynie, zacząłem ogrzewać, ale ogień mały nie