Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/334

Ta strona została przepisana.

— Tu jest najpierwsza gwiazda — przerwała Minna, wskazując serce.
— A więc to serce nie chce Wallensteina?
— Nie chce, nie cierpi, nienawidzi, znieść nie może. Nigdy jego żoną nie będę.
— Smucisz mnie swoim uporem, kochana córko.
— Drogi ojcze! — odpowiedziała Minna, — życie bym dała dla ciebie. Ale za wielką jest ofiara pójść za Wallensteina. Znam tego człowieka, duma i zemsta panują w jego umyśle, a tymczasowa miłość prędko ustępuje tym dwom namiętnościom. — Nigdy z nim szczęśliwą nie będę.
— Będziesz, będziesz, Minno. Poznaj go lepiej! — Musisz być jego żoną.
Nie odpowiedziała już dziewica, ale jej oczy mówiły, że wolałaby umrzeć, nić połączyć się z Wallensteinem.
Wtem wszedł do pokoju mąż wysokiego wzrostu. Kapelusz strusiemi ocieniony pióry okrywał mu głowę. Na pół odwinięty płaszcz, srebrną klamrą spięty, odkrywał bogaty ubiór hiszpański. Szpada, na której rękojeści wyrabiane były ze złota herby rodziny Wallensteinów, strzegła jego boku. Twarz, potem oblana i żywym rumieńcem okryta, dowodziła, że się spieszył ujrzeć cel swoich pragnień i miłości. Wysokie czoło, na którem rudawe unosiły się włosy, wielką duszę oznaczało. Oczy błyszczały świetnym ogniem, który się podwoił za ujrzeniem Minny. Wyraz wytrwałości w zamiarach i męstwa rozlany był po całej twarzy. Ale razem znać było na niej nienasyconą dumę. Gwałtowne namiętności często rozrywające jego serce — wyryły swe piętno na bladych zwyczajnie licach i zatarły znaki młodości. Liczył bowiem wtenczas hrabia Wallenstein dopiero trzydzieści kilka lat.
Przybliżył się do stołu i zatrzymał odchodzącą Minnę, zdjął kapelusz i usiadł naprzeciwko astrologa. Oczy jego zwracały się ciągle na dziewicę, ale nikt