nowy zamiar urodził się w jej myśli, zbliżyła się do rycerza i słabym ozwała się głosem:
— Wallensteinie, jeśli prawdziwie mnie kochasz, uczyń zadość mojej prośbie, poczekaj jeszcze tydzień, a po jego upłynieniu, przysięgam, że nigdy mojej ręki innemu nie oddam jak tobie.
— Nie, to być nie może — krzyknął alchimista.
— Minno — rzekł Wallenstein, — zezwalam na twoje żądanie i, żeby dowieść ci mojej miłości i poświęcenia bez granic, jeszcze tydzień jeden w najsroższej niepewności dla mnie upłynie, ale potem żadna władza Boska ani ludzka nie zdoła mnie wstrzymać.
Po tych słowach oddaliła się dziewica.
Astrolog przez chwilę stał niewzruszony, nareszcie wziął swój teleskop, porwał Wallensteina za rękę i spiesznym krokiem zaprowadził go na wysoką wieżę, z której zwykł był wpatrywać się w niebo i uważać bieg światów.
Ustala burza, księżyc wydobył się z za chmur, powoli ustępujących z Nieba jak pobite wojska, których męstwo jeszcze nie ostygło, zwolna z pola krwawych mordów się cofają.
Zachodnia część Nieba błyszczała rozsypanemi gwiazdy. Całe miasto u stóp wzgórka leżące ukazało się Wallensteinowi w cichości i milczeniu nocy. Dachy świetniały odbitemi promieniami księżyca o wody w srebrzystych kroplach z nich spływające.
Z przeciwnej strony wznosił się zamek Egierski na niebotycznej górze. Straże stały po jego wałach i gotyckich wieżach. Gdzieniegdzie błyszczały kopie w ręku mężnych wojowników i działa strzegące warowni.
Spokojnie usiadł astrolog i patrzył na niebo przez swój teleskop. Z tyłu stał pułkownik z założonemi rękami, dumał, wpatrując się w gwiazdy, które uważał za najpewniejsze przewodniki w życiu człowieka. Zmieniała się powoli twarz Adalberta de Reichstal. Coraz żywiej iskrzyły mu się oczy i coraz
Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/337
Ta strona została przepisana.