Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/345

Ta strona została przepisana.

— Nie mogę o tem sądzić, bo znikła mi z oczu, ale zdaje mi się, że nie ma więcej jak ćwierć mili.
— Czy tam stoisz, mości panie wojskowy?
— A tobie cóż do tego, twoje pytania już mnie nudzą. Jedź naprzód lub obierz sobie inną drogę.
— Moją drogą jest droga wiodąca do Leitmeritz, ale przebacz mi, jeszcze jedno zapytanie. Czy nie wiesz, w jakiej stronie wsi stoi kapitan Alan de Reichstal?
— Kapitan Alan de Reichstal? — powtórzył zdziwiony młodzieniec. — A z jakiemiż do niego jedziesz zamiarami?
— O tem ani słówka więcej, mości wojskowy. Ale oddaj mi, proszę, usługę, którą każdy poczciwy człowiek bliźniemu wyświadcza, to jest: wskaż mi drogę do wsi i powiedz, gdzie w niej mieszka kapitan Alan de Reichstal.
Nie mógł już wytrzymać niecierpliwy Alan i i krzyknął:
— Ja nim jestem! — a porwawszy za cugle konia towarzysza, zatrzymał go i pytał się, czego po nim żąda?
— Trzeba mnie o tem jeszcze przekonać — odparł spokojnie nieznajomy, — nie mam w zwyczaju we wszystko i wszystkim na ślepo wierzyć.
— Do tysiąca piorunów, uparty człowiecze, mówię ci że jestem Alanem de Reichstal, kapitanem w pułku Lichtensteina, synem Adalberta de Reichstal, mieszkającego w Egrze? Cóż chcesz więcej?
— Zaczynam już wierzyć, ale to jeszcze nie dosyć. Proszę mi powiedzieć, jaki jest herb Reichstalów?
— To już zanadto, żeby mnie nie wierzyć, że ja jestem sobą samym! — zawołał rozgniewany młodzieniec.
— Patrzże niewierny, patrz, i to mówiąc, wyciągnął lewą rękę, na palcu której miał bogaty pierścień z swoim herbem, prawą odwiódł kurek u pisto-