Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/361

Ta strona została przepisana.

— Walterze — rzekł naprzód głośno, a potem mowy po cichu dokończał. Skłonił się żołnierz a kiedy wszyscy wyruszali, on jeden się w Egrze został.
Kilka dni później pułkownik Wallenstein w zadumaniu już nad wieczorem siedział przy ognisku w wieśniaczej chacie. Nagle usłyszał tętent biegnącego konia. Zatrzymał się jeździec przed chatką.
— Czy tu stanął hrabia Wallenstein? — zawołał, a za daną odpowiedzią skoczył na ziemię. Drzwi się otworzyły. Wszedł Walter i zdjąwszy szyszak zbliżył się do wodza.
— A cóż? — zawołał Wallenstein.
Żyje, pułkowniku, żyje. Ojciec go tajemnemi swej nauki sposobami uratował od zgonu. Ale wczoraj uzbrojony wyjechał z Egry.
— Do pułku Lichtensteina zapewnie?
— Nie, przeciwną udał się drogą, ale zdrów i żyje.
— Dzięki Niebu — krzyknął Wallenstein, — już mniej jedną zbrodnię.


VII.
Nowy jego towarzysz nakształt czarnej chmury
Smutny jak noc jesienna: jak księżyc ponury,
Uśmiech opuścił usta, tylko zapał w łonie,
Tylko dzika chęć zemsty w zgasłych oczach plonie.
Bezimienny.

Piętnaście lat już było upłynęło od sławnej bitwy pragskiej. Wiele odmian tymczasem zaszło w Niemczech ciągle mieczem i ogniem pustoszonych. Cesarz Ferdynand z początku doszedł do najwyższego szczytu potęgi, poskromił buntujących się panów, starł dumę królów i książąt. Wielkich wodzów liczył w swoich wojskach: Tillego, księcia Bernarda bawarskiego, ale nad wszystkich wznosił się Wallen-