Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/372

Ta strona została przepisana.

Żołnierz prędko mijał domy egierskie i po niedługim czasie przybył na wzgórek.
Miłość ku Wallensteinowi sił mu dodawała. Wszedł do domu niewstrzymany, jak niegdyś, zamkniętemi bramy i w cichości długi przeszedł korytarz. Słabe światło uderzyło go w oczy i ujrzał drzwi dawnego pokoju astrologa napół otwarte. Chciwy usłyszeć rozmowę Wallensteina, stanął przy nich i wszystko pilnem przebiegł okiem.
Słaby płomień lampy, w bladawych rozlewając się promieniach, oświecał Wallensteina stojącego z Lesliem przy łożu, na którem jęczał zgrzybiały starzec z długą, śnieżną brodą. Księgi różnej wielkości leżały po stołach, szafach i posadzce. Wallenstein obrócił się ku drzwiom.
— Zostań się tutaj, Leslie — rzekł do pułkownika i ostatnie jego chwile osłódź twoją przytomnością. Skłonił głowę Leslie a Wallenstein odszedł. Jak tylko ujrzał go na dziedzińcu, Walter wyskoczył z domu i silnym zawołał głosem:
— Najjaśniejszy książę, racz zatrzymać się przez chwilę i posłuchać wiernego żołnierza.
— Kto śmie mnie wołać — odparł Wallenstein, — kto śmiał śledzić moje kroki w pośród cieni nocy i badać moje zamiary.
To mówiąc dobył pałasza, ale poznał zbliżającego się Waltera.
— Któż ci pozwolił opuścić straż wałów?
— Twoje niebezpieczeństwo — po cichu odparł Walter, to mówiąc kląkł przed bohaterem i rzekł do niego:
— Najjaśniejszy książę, znasz wierność Waltera, wiesz, że zawsze jego męstwo odznaczało się na polu bitew. Przysiągłem tobie na wierność, przysiągłem nie mieć innego pana nad ciebie. Dzisiaj, oto niedawno, pułkownik Butler przybył do mnie, pełną złota ręką chciał namówić do zdrady, do zbrodni. Radził, bym cały pułk odwiódł od ciebie.