Ciała astrologa nie znaleziono w jego komnacie, a sąsiedzi zgromadzeni na pogrzeb Reichstala, rozeszli się, mówiąc po cichu, że zapewne Wallenstein kazał go przed śmiercią swoją pochować; niektórzy zaś wierzący w czary twierdzili, że duch ciemności przywłaszczył sobie Adalberta.
Ale wkrótce już nie mówiono o tem zdarzeniu, bo chodziła pogłoska, że książę Frydlandzki nie lubi, żeby wspominano o Adalbercie.
Pamięć bowiem nieszczęść, które z jego ojczyzny na rodzinę Reichstalów spłynęły, truła jego spokojność, a nieraz za wymówieniem imienia Minny bladły mu lica. Przestali więc mówić o Adalbercie de Reichstal, a pułkownik Leslie ani słowa nigdy nie wyrzekł o nocy, którą przepędził obok konającego starca.
Pastwić się będę.
Tygodniem później siedział pułkownik Leslie w ubogiej chacie, wśród czarnego lasu leżącej. Stały przed nim na stole puhary i konwie pełne węgierskiego wina. — Kilku wojskowych przechadzało się po komnacie, której okopcone i czarne mury posępność w serce wiewały. Już się zaczynało ciemnieć, a po kilku słowach, niecierpliwość oznaczających, zdawało się, że czekają na kogoś. Leslie oparł głowę na ręku i zarzucił szeroki płaszcz naokoło siebie.
Blada twarz, zmarszczone brwi i ponurość czoła, boleści duszy oznaczały. Wlepiał wzrok w drzwi chaty, ale ten wzrok nie miał już dawnej żywości. Martwe oczy, jakby u trupa, już się świetnym nie paliły ogniem, ale serce zato stokroć gwałtowniejszym wrzało. Serce wrzało namiętnościami a rozpacz