Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/382

Ta strona została przepisana.

Nogi odmawiały pomocy. Oczy dobrze zdrajców rozeznać nie mogły. A choć w sercu wrzała miłość ku wielkiemu wodzowi, napój bez miary użyty nieszczęśliwe skutki na nich wywierał.
Na znak dany przez Butlera u wszystkich drzwi komnaty ukazali się zbrojni żołnierze z dobytym orężem, a wkrótce miejsce, gdzie przed chwilą śpiewy i lejące się zewsząd wino radość i wesele ogłaszały, zamieniło się na miejsce mordu i rzezi.
Jednak nie bez bronienia się padali mężni. Niejeden z walecznością się opierał, niejeden śmierć własną przeciwnika zgonem pocieszył, ale mała ich liczba wkrótce uledz musiała. Komnata zasłana trupami, u ich wierności świadczyła i o przywiązaniu do wodza. Krew pomięszana z winem, miecze rozrzucone wśród puharów i stalowych naczyń stawiały widok tem sroższy, że dwie w nim były ostateczności. Polegli rozciągnięci na posadzce, oblani napojem i krwią własną, przypominali prawdę, że wesela; biesiady, pycha i okazałości tego świata kończą się na trumnie, i że grób wszystko pożera oprócz nieśmiertelnej chwały. Ten z wyrazem męstwa na twarzy ściskał jeszcze pałasz w nieżywej ręce, jak gdyby i po śmierci nawet nie chciał ostatniego opuszczać przyjaciela. Drugi trzymał jeszcze złotą czarę w skościałej prawicy i zdawał się wzywać radości na miejsce wesela i godów. — Ale wszyscy głębokie mieli rany to w piersi, to w głowę zadane, z których krew się sączyła i oblewała cały pokój purpurowym potokiem.
Tymczasem Wallenstein w swojej komnacie zabierał się już do spoczynku. Samotny, nieprzystępny nikomu, przez cały dzień pisał i układał w myśli zamiary i sposoby zaczęcia wojny z Ferdynandem.
Dumne widoki, obrazy sławy i nieśmiertelności, stawiała mu gorejąca wyobraźnia. Już widział swe i kapłani, witając go z drżeniem, stali u stóp zwy-