Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/385

Ta strona została przepisana.

Po chwili silniejszym zawołał głosem:
— A teraz cóż się ze mną stanie? Dla ciebie, o Minno, zostałem zbrodniarzem. Przyjm wydarte z jego piersi serce. Ale ja gdzież tułać się będę? Spada krew bohatera na mnie obmierzłego Bogu i ludziom. Krew dobroczyńcy rumieni się na mojej prawicy, uciekać trzeba.
— Zatrzymaj się! — zawołał głos do pioruna podobny; obrócił się Alan i ujrzał męża zbrojnego, który powtórzywszy wyrazy: zatrzymaj się, Leslie! dobył oręża.
W pierwszej chwili pułkownik nie poznał przeciwnika, ale wkrótce rozeznał rysy Waltera. Walter bowiem, jak tylko zobaczył zabitych stronników Wallensteina, i krwią zbroczonego Lesliego, pospieszył za nim, domyślając się strasznej prawdy, a chcąc się zemścić za ulubionego wodza, nie spuścił go z oka. Przybył za nim do domu astrologa, a kiedy Alan zapomniał zasunąć podłogi, która się na jego przyjęcie rozstąpiła, wszedł do grobu i usłyszał słowa wyrzeczone przez ostatniego z Reichstalów.
— Broń się, Leslie, czy raczej szatanie! — krzyknął żołnierz. — Jeśli wszyscy opuścili księcia Frydlandzkiego, przynajmniej mnie zdasz sprawę ze strasznej zbrodni.
— Broń się!
— Zabijaj — odparł, odsłaniając piersi Alan de Reichstal, — zabijaj a wyświadczysz dobrodziejstwo.
— Nie! — krzyknął żołnierz, — nie tak poczciwy katolik postępuje, nie tak żołnierz Wallensteina. Dobądź miecza, a wtenczas Bóg rozsądzi, kto z nas ma słuszność.
— Dobrze! — dobywając pałasza, rzekł Alan, — pewno zginę, bo to ramię w krwi bohatera całą siłę straciło. Ale naprzód o jedną cię łaskę proszę.
— O żadną, zbrodniarzu! — zawołał Walter.