Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/80

Ta strona została przepisana.

Ci wywłaszczeni wszyscy, w jednej chwili
Tak lwy się będą — obaczycie — bili!
Nic tak człowieka w animusz nie wpędza
Jak zwrot do stanu zwierząt — głód i nędza!
Mnie się to widzi lekarstwem jedynem!
Stare przysłowie: klin wybijaj klinem.
Więc dla mass wynajdź jakby kształt caratu,
Więc podnieś Moskwę jakby do kwadratu,
A taką Moskwą obalisz Moskala,
— Piekłem na piekło. — Tak duch świat ocala!

Ósmy.

Patrzcie panowie, — na tej zgasłej twarzy
Jakby sen dotąd cierpienia się marzy!
Choć oko szklanne — choć jak z głazu warga —
Z ust i z ócz płynie jeszcze na was skarga. —
Od wszelkich stronnictw napuszonej mowy
Pełniejsze życia — milczenie tej głowy,
Na której rysach się ból narodowy
Rozpostarł wszystek, — on ból, co od wieka
Każdego w Polsce rozdziera człowieka!
Błogosławiony on ból — co dowodem
Nieśmiertelności — bo już z grobu rodem!
On ból czyścowy — opatrzny — obrończy
Co nas rozbitych, jak religia, łączy,
Aż cud niezaznan w świecie zeń wykwita:
Pośmiertna polskich dusz Rzeczpospolita!
— Z takiej tajemnic i ofiar głębiny
Świętsze, ja tuszę, i prawdy i czyny
Wyjść na jaw muszą, niż gwałt, konfiskata —
Lub rzeź gdzie jaka, — czci — sił — czasu strata —
Małpiarstwo tylko starych zbrodni świata!
Co wy myślicie — ty i ów — i drugi?
Zamiarów Bożych nieświadome sługi!
Wy źdźbła przyszłości, z których każde śmiało
Prawi o sobie: Jam przyszłością całą!
Wy mędrcy — twórcy — wy krzykacze — zuchy, —