Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/81

Ta strona została przepisana.

Wielkiej idei studenty — nie duchy!
Żaden z was kraju pod dłoń swą nie zgarnie:
Nie na toć naród zniósł takie męczarnie, —
Nie — nie zwycięstwem stronniczych mierności
Kończą się sprawy, w których Bóg sam gości!
Lecz myśl się Boża tutaj dobrem zowie —
Dobrem zaś tylko jest dobro, panowie!
A brud jest brudem — myj go sofizmami,
Pierz i lat tysiąc — on zawsze cię splami!
Wszystko co chwila rusza się i zmienia,
Prócz w piersiach ludzkich — ludzkiego sumienia!
Tu, wynalazków — daremna ochota!
Środków działania i w myśli i w ciele
Masz do odkrycia nieskończenie wiele,
Lecz jeden tylko w sumieniu tkwi: cnota!
Inaczejś bracie — nie człowiek — lecz zwierzę!
Oto, panowie, w co ufam i wierzę. —
Żadna genjalność w tym razie nie nada,
Bo to nie moja, ni twoja zasada —
To prawo światów co światami włada!
To nie sławiańskiej wynik dyktatury,
Lecz Bożej, w ludzką zstąpionej natury!
A nieboszczyka owszem chwalę za to,
Że komunistą, ni arystokratą,
Ni panslawistą, ani demokratą,
Ni jakiemkolwiek bądź innem przezwiskiem,
Co z klęsk ojczyzny tylko pośmiewiskiem,
Nie zwał się nigdy. Jeśli jakim znakiem
Znaczyć go chcecie, — zwijcież go Polakiem,
Bo kochał Polskę ona wiekuistą,
Ziemsko-potężną — i anielsko-czystą,
W której się zaród wieków szlachetności
Tak dowielmożni i tak dochrześciani,
Że z niej się stanie jak duchowa Pani
Innych narodów. — On żył w tej miłości
I w niej też umarł. Serce jemu wrzało
Goręcej w piersiach niż u innych ludzi!...