Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/82

Ta strona została przepisana.
Dziewiąty.

Kogoż już teraz taki zapał złudzi?
Praktyki trzeba — sercem żyć za mało.

Dziesiąty.

Aha! tak — prawdę mówi obywatel;
Poszło już serce teraz w rzęd bagatel;
I lepsza jedna z Londynu młockarnia
Niż poetyczna wszystkich dusz męczarnia.

Chór.

Nie traćmy czasu — bo życie praktyczne,
Którem żyjemy, liczy w sobie liczne
Zajęcia. — Zatem gdy już dni na Niebie,
Bądź zdrów umarły — pożegnamy ciebie!

Głos umierającego.

Dzięki wam ludzie! — jam nie skonał jeszcze!

Chór.

Jak! — Co? — ty żyjesz?

Głos umierającego.

Ja z śmiercią się pieszczę!
Ból zwątpień przeszedł — noc ducha ustała —
Coraz mi płynniej cięży ciężar ciała,
A już nie marzę, nie walczę, nie mdleję —
Cały w błękitną zmieniam się nadzieję!
Słodko umieram — słyszę głos Anioła —
Głos wiosen moich — głos tak dawniej znany, —
Wiecznie pamiętan i wiecznie kochany,
Tu, — przy mnie — wszędzie — nademną — dokoła!

Chór.

Nic my, na honor, nie słyszymy zgoła.
Cieszy nas tylko, że cię myśl wesoła
Cieszy w tej chwili — winszujemy tobie!
Może się kryzys w twej zjawi chorobie. —