Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/102

Ta strona została przepisana.

już wierzchołku muru dochodzących. Ale nim doszedł ten rycerz do przeznaczonego miejsca, już młody książe z Henrykiem na mur szeroki wyskoczył.
Za nimi cisnęli się żołnierze, wołając:
— Górą książe Mieczysław! Górą dzielny nasz książe. — Ale w tej samej chwili rozstawieni po innych stanowiskach łucznicy tak zręcznie zaczęli razić pociskami wrogów, że niepodobnem się stało przystawić więcej drabin do muru, a mała tylko liczba zbrojnych mogła się wdzierać i to powoli na te dwie, któremi Mieczysław i Henryk dostali się na nieprzyjacielskie baszty; przybył też i Odrowąż z Górzewa i zacięta zaczęła się walka; spuściwszy przyłbicę syn Bolesława Śmiałego, oparł się o szeroki kamień i walecznie napadających odpierał, Henryk zaś posunął się dalej i wszelkiemi siłami starał się dojść do Odrowąża. Dopiął wreszcie celu swych życzeń i stanął o dwa kroki od rycerza.
— Poczekajże — zawołał, widząc, że ten chce przerznąć się aż do Mieczysława — niegodnyś z rąk mego pana zginąć, poczekaj, niech ci się za dzisiejszą odpłacę przysługę.
Usłyszawszy te słowa, odwrócił się Odrowąż.
— Na Boga — zawołał — czyż w niwecz obróciły się zwyczaje i prawa nasze? czyż prosty giermek już wyzywa rycerza ze złotemi ostrogi?
Nic nie odpowiadając, zaczął Henryk walkę, której wypadku niedługo oczekiwali otaczający; po kilku zwarciach upadł Odrowąż śmiertelnie przebity, porwał go za hełm Henryk i zrzucił z murów w szeroką fosę.
— Macie — krzyknął — na czem oprzeć drabinę.
I wrócił do Mieczysława, który z równą potykał się odwagą; widział Zbigniew śmierć rycerza i brwi zmarszczył.
— Na szatana, uparta bitwa! Ale niech się sam tylko wmieszam, to zobaczymy; muszę tu jeszcze zostać, Jordanie z Gozdowa, pójdź mi na pomoc.