Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/105

Ta strona została przepisana.

Z równem męstwem z obu stron wytrzymywano walkę, równa zręczność odznaczała obu wojsk żołnierzy; kilka razy Sieciech usiłował zbliżyć się do murów i zapełniwszy fosę, szturm przypuścić, ale pomimo jego odwagi, pomimo dzielności Jarosza z Kalinowy, tyle tracono ludzi jak tylko występowano z za szańców, że musiał, zaniechawszy tego zamiaru, poprzestać na własnej obronie, czekając pomyślnych nowin od drugiej połowy wojska, której nie mógł widzieć, oddzielony od niej częścią rozległych murów w kąt na równinę występujących; miał jednak nadzieję, że kiedy się powiedzie Mieczysławowi, da mu on znać o tym i że Zbigniew przymuszony zwołać swoich ludzi do najważniejszego miejsca, ogołoci z części obrońców baszty, których dobywał, i że wtenczas łatwiej mu będzie na nie się dostać. Oczekuje tego wypadku z krwią najzimniejszą, wyznaczał każdemu miejsce i powinność.
Tymczasem Jordan z Gozdowa pełnił obowiązek dzielnego rycerza: jak tylko zbliżył się do miejsca walki, zaczął zachęcać już ustępującym przed Mieczysławem.
— Górą książe Zbigniew! — zawołał — za mną wiara! za mną bracia! straćmy ich z tych murów.
— Górą Zbigniew, książe i pan nasz! — krzyknęli żołnierze, i z odrodzonem męstwem wrócili do bitwy.
Niejeden jeszcze tu zginął, niejeden ciężko raniony musiał ustąpić, ale pozostali widzące odwagę Jordana, wstydzili się uciekać, kiedy ich wódz nie dbając o życie, na ciosy i śmierć tak pięknie się narażał.
Poznał Mieczysław, że nie potrafi utrzymać się na zajętym stanowiska, jeśli nie zabije dzielnego przeciwnika, i do tego zwrócił wszystkie usiłowania. Trudno mu jednak było przerznąć się przez tłum wolnych, do rycerza siejącego postrach i rzeź dołokoła, powstało największe zamieszanie, i kiedy nowe posiłki