żanie i miłość znajdziesz, Chytrzy, fałszywi przyjaciele namówią cię do jakiego występku, nieostrożny wpadniesz w przepaść, ale on cię z niej wyrwie, jego wyrzuty ciebie straszyć nie powinny, bo zawsze wpośród nich przebaczenie rozeznasz, ale odstąpił teraz Zbigniew ode mnie, zasiadł w swoim zamku pomorskim i otoczył się cudzoziemcami. Donosili mi przyjaciele o gwałtach i zdzierstwach, które popełniał. Wierzyłem czasem, najczęściej miłość ojcowska mnie zaślepiała, ale przekonałem się o mojem nieszczęściu, rozerwana zasłona spadła mi z oczu, zniknął cel moich starań i najdroższych uczuć, a został zbrodniarz. Ach! syn mój zbrodniarzem!...
Biskupie, ty tego nie czujesz, tyś nigdy nie miał dzieci, tyś nie patrzał na młode ich lata okiem pełnem nadziei, tyś nie pielęgnował tej młodej latorośli, tyś jej nie okrywał cieniem własnych gałęzi i nie czujesz teraz jak ona się wzniosła, okrążyła pień zestarzały, nie czujesz jak codzień pnąc się do góry, coraz mocniej go obejmuje, ściska i przytłumia. Poświęciłeś się Bogu, a żadna myśl ziemska nie przerwała spokojności twej duszy. Ale prawda jest, że grzech daje zawsze grzechowi początek. Grzech go na świat wydał, a zbrodnia przyjęła jeszcze w powiciu i napiętnowała cechą zniszczenia i zaguby. Ach! jakżem nieszczęśliwy, Biskupie!... — tu oddech przerwany zatrzymał Władysława. Załamał ręce i wzrok wlepił w Stefana, który z trudnością łzę wstrzymywał w oku.
—Nie opuszczaj się tak, panie mój — zawołał Biskup — i jeśli ziemia dla ciebie zdrajców tylko wydała, jeśli świat znikomy zawiódł twoje nadzieje, Niebo ci się zostaje, otwarte są jego bramy przed skruchą i zmartwieniem.
— Niebo, ach Niebo! — odrzekł król Polski — tak, Niebo, ale nie będzie tam Zbigniewa. — I zalał się rzewnym płaczem.
— Może Bóg pozwoli...
Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/116
Ta strona została przepisana.