Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/120

Ta strona została przepisana.

— Zostaw sokoła, Wolimirze z Moskorzewa, — dalej mówił Biskup i pilniej zważał moje słowa. Przybywszy, oznajmił księciu Mieczysławowi, że jego król i stryj żąda, by wojny na krótki czas zaprzestał. To samo wojewodzie krakowskiemu powiesz, Skarbimirowi zaś z Gulczewa ogłosisz wolę królewską, by natychmiast udał się do Zbigniewa i w imieniu ojca i króla zaprosił go do Płocka, na rozmowę z naszym monarchą ręcząc mu, że podczas tego przeciwna strona do oręże się nie weźmie.
— Na Boga i świętego Huberta przysięgam to wszystko spełnić jak najprędzej, ale dzisiaj zdaje mi się, że już nie czas wyjeżdżać, bo zastanę wojska walczące, a głos jednego człowieka nie wróci do pokoju i porządku tysiące rozłożonych po szerokiej równinie i pałających namiętnością do boju, jednak jeśli rozkażesz, miłościwy królu, natychmiast wyruszę.
— Ma prawdę za sobą Wolimir — ozwał się Władysław. — Jutro rano wyjedziesz, by tylko przed świtem jeszcze.
— Drugą uczyniłbym uwagę — rzekł Wolimir, — gdyby na to król mój i Biskup płocki pozwolili.
— Mów wielki sokolniku — było odpowiedzią monarchy.
— Nie obrażaj się, miłościwy mój panie, — rzekł Wolimir — jeśli ci przedstawię, że nie tak łatwo zwabić księcia Zbigniewa, osobliwie w takim stanie rzeczy. Skarbimir z całą swoją wymową nic nie zdziała i lis szlachetnego nie przyciągnie orła. Pamięć nawet na ciebie, wątpię by tyle poruszyła księcia, żeby chciał na pierwsze zawołanie ojca opuszczać swoich ludzi i oblężony zamek, zostawując przed jego murami wrzącego ku sobie gniewem brata i sławnego z dzieł wojennych Sieciecha. Zdaje mi się, że lepiejby było inaczej księcia Zbigniewa przymusić do widzenia się z tobą, najjaśniejszy panie, ale trzeba wtenczas przyczyny, którejby skutkiem było, ustąpienie jego nie-