Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/121

Ta strona została przepisana.

przyjaciół z pobojowiska. Czyby jaka zabawa rycerska, turnieje, naprzykład, tu się nie przydały? Dzień twoich urodzin, najjaśniejszy panie, niedaleki. Możemy łowy świetne wyprawić. Mnóstwo sokołów, psów, łowców, czeka na skinienie twoje.
— Dobra myśl — przerwał Stefan — i radzę ci królu, byś ją przyjął. Turniej osobliwie łatwiejszymby uczynił ich pogodzenie i świetnościby mu dodał.
— Kiedy tak chcecie, — odparł Władysław — urządźcie to oba; słabość, a nadewszystko smutek siły moje nadwyrężył.
— Na turnieju — dodał Wolimir — łatwo ci będzie ich pogodzić, najjaśniejszy panie, bo sława wszystko tam pobudza; gdzie idzie o sławę, nikną insze namiętności, jak przed moim sokołem, siwek, lub kobuzów stada.
— Trafne porównanie — odparł Stefan, nie mogący lekkiego wstrzymać uśmiechu — więc za sześć dni igrzyska rycerskie się otwierają.
— Tak, za sześć dni, to jest we czwartek, jeśli się nie mylę, w dzień urodzin Władysława, króla polskiego, odbędzie się turniej w mieście Płocku, na który imieniem najjaśniejszego pana, Skarbimir z Gulczewa ma zaprosić księcia Zbigniewa i Mieczysława, rozumie się z innymi także. Wszystkiego zaś ma być główną sprężyną wielki sokolnik Wolimir z Moskorzewa, wyruszający jutro przededniem, wracający wkrótce potem i urządzający podług wszelkich prawideł rycerstwa ów turniej, który pogodzi rodzinę królewską.
Po tych słowach głęboki oddał panu swemu pokłon i wyszedł z komnaty.
— Pierwszym warunkiem zaś będzie w tym turnieju — ozwał się Biskup — ażeby ani Mieczysław ami Zbigniew doń się nie mieszali, a kiedy wszyscy zabawą zajęci ubiegać się będą o chwałę, znajdziesz czas, panie i królu mój, do pomówienia z jednym