Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/128

Ta strona została przepisana.

— Jeśli tylko o twoję niewinność idzie — przerwał Sieciech — dawno po niej śpiewano requiescat in pace, nie masz się czego obawiać. Ale do pioruna, niejesteśmy niewolnikami; kto nas przymusi, a przynajmniej kto mnie przymusi stąd odstąpić, kiedy nie taka będzie moja wola?
— Róbcie co chcecie, moi przyjaciele, — zawołał Wolimir — bylebym z głodu nie umarł; jeszcze noc była kiedym wyjechał, wszyscy spali i nie nie mogłem dostać do jedzenia. Książe Mieczysławie zginę, jeśli...
— Lassoto — rzekł książe do stojącego pazia — każ przynieść śniadanie dla wielkiego sokolnika.
— Posłuchajcie mnie — zawołał wtenczas Wszebor. — Dobrze umiem oceniać przyczyny powodujące naszym królem i panem. Chce on pokój wrócić, spór załagodzić i wstrzymać krwi rozlew. Jeśliście wierni poddani, winniście mu być posłusznymi.
— Jeśliście dobrzy Polacy, wasze serca z jego rozkazów cieszyć się powinny — rzekł Skarbimir. — Ale niech kto chce idzie do Zbigniewa, ja zaś nie myślę.
— Przysięgam na mój topór! — krzyknął Sieciech — że nie kto inszy, ale ty pójdziesz. Kiedy my dla posłuszeństwa broń ulubioną składamy, boje najmilsze porzucamy, ty możesz kilka kroków zrobić, i jeśli nie orężem, to językiem ojczyźnie się przysłużyć.
Zamilkł podskarbi i siadłszy w kącie, polecał się Świętym i Aniołowi Stróżowi.
— Przez sławę i zwycięstwa mojego ojca! — zawołał Mieczysław, wpadając w gniew niezwykły sobie — pierwiej te mury ode mnie na turniej się udadzą, kiedy idzie o życie, o sławę Hanny. Król każe mi się bawić, kiedy każdem uderzeniem mogę wroga zamordować; będę musiał siły wycieńczać dla przypodobania się królowi i dworzanom, kiedy serce moje ledwo mi z piersi nie wyskoczy; sześć dni trzeba będzie przepędzić w spokojności, dać czas Zbigniewowi do uzupełnienia zbrodni. Nie, przysięgam...