mienia schody, wybudowane w różne zakręty coraz bardziej wznoszące się do góry. Temi poszedł za znakiem danym od Jordana z Gozdowa, który znowu wszczął rozmowę opowiadaniem własnego poselstwa do jakiegoś dzikiego wodza Prusaków, ale i teraz żadnej nie uzyskał odpowiedzi.
Skarbimir czując, iż wkrótce przyjdzie mu spełnić zlecenie Władysława, zaczął nad niem myśleć i ochłonąwszy nieco z przestrachu, urządził w myśli tryb całego postępowania, nareszcie i miłość własna nigdy nie opuszczająca człowieka, ozwała się w głębi duszy i przemógłszy nad bojaźń, pomogła do ułożenia mowy, w której miał ozdobnemi słowy i właściwemi wybiegami wolę monarchy oznajmić, dumy księcia nie zrażając i zarazem czyniąc zadosyć rozkazom króla. Dzięki długości drogi, zupełnie był przygotowanym do spełnienia odebranych zleceń podskarbi królewski Skarbimir z Gulczewa, kiedy Jordan z Gozdowa ostrzegł go, że przybył do komnaty księcia.
Byłto mały pokój z okrągłemi oknami i wysokim kominem, którego ognisko znacznie występowało. Łoże z zielonemi zasłonami stało po jednej stronie, a nad niem widziano zawieszoną zbroję leżącego teraz Zbigniewa, której brakowało tylko sztyletu położonego na stole obok łoża, przy którem siedział na aksamitnej poduszce Mestwin z Wilderthalu. Z drugiej strony Abraham z Hamburga obwijał ramię Zbigniewa szerokiemi taśmy.
Syn Władysława bledszym się niż zazwyczaj wydawał, a chociaż uśmiech umilał mu usta w chwili ukazania się Skarbimira, można było w nim rozeznać pewną gorycz i uczucie boleści. Powiernik jego niemiecki dzikiem wejrzeniem wpatrywał się w otaczające przedmioty, a jeden tylko Abraham zachowywał piętno zwyczajnej łagodności.
— Nie spodziewaliśmy się zaiste twoich odwiedzin, najhojniejszy z panów dworu ojca mojego, —
Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/134
Ta strona została przepisana.