Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/136

Ta strona została przepisana.

— Dobry mam klucz na takie przypadki — rzekł Mestwin, wskazując na sztylet.
— Daj pokój — odparł książe. — Ale, Skarbimirze, nie nudź mię tak długo, bo, na Boga, każę cię związać i wrzucić gdzie do lochu, w którym przespawszy się na słomie, rozum i mowę odzyskasz. Ale, na wszystkich Świętych, zobaczycie, że zemdleje. Abrahamie, nie masz jakiego lekarstwa przydatnego podskarbiemu królewskiemu?
— Nasza nauka — odpowiedział Izraelita — zawiera ważne tajemnice; umie odwracać choroby, przewidywać ich skutki i zaradzać licznym ułomnościom, alem takiej słabości nigdy jeszcze nie widział, choć moje stopy okryły się kurzawą ziem odległych z tej i z tamtej strony morza, choć nie w jednej szkole uczyłem się Boskiej sztuki uzdrawiania, bo najwięksi nasi mędrcowie w Hiszpanii i Cesarstwie Wschodniem dobrze znają Abrahama z Hamburga, jednak na wszelki wypadek będę się starał mu pomódz.
Po tych słowach wyjął z szkatułki, z którąśmy już czytelników zapoznali, kawałek z odległych stron przywiezionego drzewa, i przyłożył go do skroni i nozdrzy Skarbimira.
Odskoczył wtył pan Gulczewa i uczuł rozlewającą się siłę po wszystkich żyłach, już mu nogi nie drżały, już pot mroźny nie oblewał czoła i odzyskał nagle przytomność umysłu.
— Doskonale, — zawołał książe radzę — mieć zawsze przy sobie takiego lekarza.
— A osobliwie — dodał Mestwin — przy poselstwach zdałby się Abraham panu Gulczewa.
— Kiedyś już ożył, to zaczynaj — ozwał się Zbigniew.
— Racz darować, — rzekł nareszcie Skarbimir — przebacz, nieprzebrany w łasce i litość książe. Chwała, która cię otacza, moc nigdy nieodstępująca twojego ramienia przeraziły moje serce. Słowa przez