Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/137

Ta strona została przepisana.

ciebie wyrzeczone wydały mi się grzmotem, upadłem na twarz przed tobą. Teraz wróciwszy do zmysłów, dobroć twoję bez miary poznaję, i ośmielam ci się oznajmić zlecenia przez miłościwego króla mi dane. Brzmią one w następującej treści.
Twoje rozkazy świętemi są dla mnie, najjaśniejszy, króla nam panującego potomku, w najściślejszych obrębach rzecz moję obejmę. Władysław Herman pierwszy tego imienia... —
— Już pierwszy, ten wyraz niepotrzebny — przerwał Mestwin.
— Władysław Herman uprasza cię, książe, byś pozwolił na zawieszenie broni.
— A to dziwy teraz na świecie — zawołał Zbigniew — ojciec i król uprasza syna i poddanego ażeby pozwolił.
— Więc rozkazuje, — rzekł Skarbimir, u którego dosyć często złość, bojaźń przemagała — byś zawarł zawieszenie broni z księciem Mieczysławem, wojewodą krakowskim Sieciechem i...
— Domyślam się z kim więcej — znów przerwał Zbigniew — dalsze króla rozkazy mi ogłoś.
— Najjaśniejszy książe, zbliżają się urodziny twego ojca, zamyśla on przepyszny wyprawić turniej dla świetniejszego ich obchodu, na który zaprasza cię przeze mnie. Wszyscy twoi przeciwnicy tam będą.
— Turniej, — krzyknął Zbigniew — turniej. Mój ojciec schorzały, wiekiem osłabiony, lubiący nadewszystko cichość i spokojność, turniej wyprawia: widzę, że się wszystko przewróciło od kilku dni na świecie. Już nawet zaczynałem się tego domyślać, kiedym nie mógł za drugiem uderzeniem schwytać tego Mieczysława. Tego dziecięcia niedawno wyszłego z kolebki.
— Czekam teraz z uszanowaniem, i pokorą ci winną, odpowiedzi, najjaśniejszy książe.
Pomyślał przez chwilę Zbigniew, a potem obróciwszy się do Mestwina, rzekł: