— Tydzień nas dzieli od urodzin ojca, rana się zgoi a potem chcę ich widzieć. Chcę z Sieciechem kilka słów pomówić, nareszcie dlaczegoż miałbym nie uczynić zadosyć woli ojca w tak małej rzeczy; sześć dni później czy wcześniej zginą, wcale mię nie zastanawia. Dla nich życie jest drogie, bo już go dłużej posiadać nie będą.
Skarbimirze, możesz upewnić mego rodzica i monarchę, że przybędę na turniej życzyć mu szczęśliwych urodzin i pomyślnej starości.
Po tych słowach wskazał ręką drzwi podskarbiemu, ale ten zamiast pożegnania się z księciem, padł przed nim na kolana i z założonemi rękami prosił o pozwolenie wynurzenia najszczerszych, jak mówił, chęci i pragnień.
— Znowu cud: — krzyknął Zbigniew — szczerość u ciebie; ale mów, pozwalamy.
— Najpotężniejszy panie, Bóg mi jest świadkiem, że cię szanuję i uwielbiam nadewszystko, że Mieczysławowi nie sprzyjam, że ciebie tylko zawsze miałem na widoku. Tobie służyć najpożądańszą dla mnie rzeczą, w twojej służbie umrzeć najmilszą byłoby dla mnie nadzieją, przyjm ode mnie przysięgę wierności, a zato żądam tylko od ciebie łaskawego wejrzenia. Najjaśniejszy książe, wymów jedno tylko słówko, jedno pozwolenie, a Skarbimir najszczęśliwszym będzie.
— Precz mi — przerwał mu z gniewem syn Władysława — precz mi z oczu zdrajco! pochlebco! Precz stąd — powtórzył sroższym jeszcze głosem — bo twoja głowa niepewna, dopóki w tych murach przebywa. Milcz podły zuchwalcze, milcz skąpcze obmierzły! Słowo jedno z ust twoich już mnie w wściekłość wprawia. Niech jeszcze twój głos usłyszę, a usta które go wydały oniemieją na zawsze. Wracaj do swoich, powiedz królowi jakeś pięknie spełnił poselstwo, jakeś przymusił wymową księcia Zbigniewa do usłuchania ojca, idź bezwstydnie kłamać jakeś tu
Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/138
Ta strona została przepisana.