bezczelnie zdradzał. Jordanie, odprowadź tego człowieka jak najprędzej. Mestwinie, usuń ten sztylet zpod mojej ręki, bo mógłbym, uniesiony gniewem, zgwałcić na jego osobie uszanowanie winne mojemu ojcu.
Natychmiast Jordan z Gozdowa silną ręką dźwignął z ziemi odchodzącego od zmysłów podskarbiego, i za drzwi go wyprowadził.
Ledwo wyszedł, aliści powstał milczący dotąd Mestwin i rzekł do księcia, kazawszy najprzód lekarzowi się oddalić.
— Zdać się nam może Skarbimir niezadługo; taki człowiek w naszym zamku próżnym byłby ciężarem, ale w obozie nieprzyjaciół nieoszacowanym jest klejnotem.
— Daj mi z nim pokój. Znam jego chytrość i podstępy, nie chcę, nie potrzebuję jego usług.
— Książe i panie mój, zaufaj memu doświadczeniu. Skarbimir samemu sobie zostawiony, mógłby stać się naszej sprawie szkodliwym pod pozorem przyjaźni i upokorzenia, ale znajdzie we mnie mistrza w niczem mu nieustępującego. Wykryję jego wybiegi i podstępy, wyświecę pierwszą jego myśl zdradziecką, a wtenczas któż nam zabroni zdjąć z szubienicy żołnierza i zastąpić go podskarbim?
— Rób co ci się podoba, Mestwinie, — odpowiedział zniecierpliwiony książe. — Na dzisiaj daj mi pokój i opuść mnie: snu potrzebuję.
To mówiąc, obrócił się do ściany, a Mestwin uzyskawszy pozwolenie, wyleciał z pokoju szybko, dobrze znanemi skrytemi schodami zstąpił na dół
i w mgnieniu oka przebiegł cały zamek, po którym tak długo Jordan oprowadzał pana Gulczewa.
Już Skarbimir z radością widział otwierającą się bramę zamkową, już most zwodzony spuszczono, kiedy nowy głos: stójcie! — zawołał, i w tej samej chwili stanął przy nim Mestwin.
Na ten widok, pewny śmierci starzec skłonił głowę na piersi i głęboko westchnął, ale nim podniósł
Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/139
Ta strona została przepisana.