Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/143

Ta strona została przepisana.

nowo oświadczenia, powtórzył przyrzeczenia i zakończył dowodząc, że przejęty jest najżywszem do księcia przywiązaniem.
Rozśmiał się wtenczas głośno rycerz niemiecki i z urąganiem poglądając na podskarbiego, zawołał:
— Wierzę, wierzę, ale nie wszystkiemu, z początku i teraz na końcu bezwstydnie kłamałeś, w środku prawdęś powiedział, a cóż czym nie zgadł?
Pozostał w milczeniu Skarbimir, gryząc sobie wargi.
— Panie Gulczewa — ciągnął dalej Mestwin — znam cię doskonale teraz, oszczędź sobie słów i zabiegów, bo nadaremnemi będą. Na świecie, gdzie tylu jest niedoświadczonych lub nierozsądnych, możesz jeszcze się pokrywać barwą cnoty, możesz jeszcze udawaniem przyciągnąć i oszukać, ale w tym zamku już nie zdołasz. Są bowiem w nim ludzie, którzy wśród najburzliwszych namiętności, umieją ich uniesienia rozeznać od zimnej rachuby i wykrywać każdego skryte chęci i żądze. Skarbimirze, bądź wiernym Zbigniewowi, a nagrodę pewną ci obiecuję, czy zechcesz poniżenia Sieciecha, czy własnego wzniesienia. Wróć do obozu, w nim ciągle przebywaj i sprzyjaj naszej sprawie, wypełniaj nadsyłane od nas polecenia...
— Jakież one są?
— Dowiesz się o nich w przyzwoitem miejscu i czasie, a kiedy po drugi raz ujrzysz ten pierścień w ręku drugiego, bądź pewnym, że to mój posłaniec.
— Rozumiem.
— Nie potrzebuję cię uczyć, jak masz zresztą postępować, skrytość i chytrość najmilszymi ci towarzyszami od dzieciństwa były, wszystko uważaj i pilnie nam donoś, pamiętaj oraz o pierścieniu.
— Więc mi szpiega rzemiosło przybrać trzeba, rycerzu?
— Nie szpiega, ale poświęconego sługi mego księcia i pana, bo, na wszystkie cienie pomordowanych